Brzózki przywitały nas złotem i o dziwo- zielenią.
Wśród opadłych liści i zeschłej trawy czerwieniły się muchomorki.
Chata najwyraźniej tęskniła za nami, a w zasadzie głównie tęskniły uśpione w niej arnioły, bo po chacie nie było widać tęsknoty.
Za to zachodzące słońce witało nas , jak tylko mogło, zaglądając w oczy i badając jaki u nas poziom tęsknoty za Bieszczadami.
Bardzo radośnie witały nas stojące na jednej nodze wiatraki, machające ochoczo ramionami.
Smukłe brzózki ze wzruszenia roniły raz po raz złote łzy listków.
Las obdarzył nas szczodrze grzybami. Ach , jak smakowała grzybowa zupa!
A dąb przygotował złoto-brązowy bukiet powitalny.
Na błękitnym niebie chmury prześcigały się w tworzeniu różnych figur.
Po przyjeździe we wnętrzu chat zapanowała wielka radość. Udające paczworki rossmanowskie kapy doskonale rozjaśniły pokoiki. Poweselało!
No cóż, Bieszczady naprawdę są piękne. Nawet ruiny dzwonnicy wyglądają niezwykle malarsko!
A czerwone muchomorki zasmakowały jakiemuś smakoszowi. Wygryzł z nich dość spory kąsek. Smacznego! I oby na zdrowie! |
Obwiozłam EKIPĘ po tzw. terenie. Podziwiali anioły i diabły w Hoczwi u Pękalskiego.
Grillowane jedzonko po wycieczce nieźle smakowało, chociaż troszkę się przypiekło.
Na tarasie, u powały zaschnięte bukiety przypominały o minionym lecie.
Rzeczywiście w Bieszczadach już jesień!
O, widzę, że "pracowa" impreza udała się, i pogoda dopisała. Bardzo klimatycznie w Hoczwi, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTak, Marysiu! Impreza była fajna. Wszyscy się pomieścili w naszej chatce. Zachwycili się Cisną i Siekierezadą, ikonami u Jadzi Denisiuk. A przede wszystkim górami. Mam nadzieję, że zaraziłam ich Bieszczadami. pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuń