niedziela, 4 września 2011

tuptając na zaporę

Pewnego sierpniowego dnia popatrzyłam tęsknie w stronę zapory w Myczkowcach i podjęłam decyzję; muszę piechotą pójść na zaporę. Jeden dzień wakacji może być " po płaskim".
 Aby było po płaskim najpierw musiałam wydrapać się z naszej chałupki na jezdnię. Stok jest nachylony pod kątem około 40 stopni i co z tego wynika, droga na dojście do szosy też.  A więc zdziwiona, że coraz mniej sapię, gdy wydrapuję się na jezdnię, skierowałam swoje kroki w stronę zapory. Po drodze minęłam cudną łąkę sąsiadki. Łąka miała niesamowity zapach ziół. Ucieszyłam się, że dotychczas nikt jej nie obkaszał, bo przynajmniej pachnie, jak najdroższa perfumeria. I dobrze, że jej się tak dokładnie przyjrzałam i nawąchałam, bo dosłownie tego samego popołudnia trawa i zioła zostały skoszone.Koszenie nastąpiło za pomocą traktora. Znalazł się jakiś bociek akrobata, który pięknie współpracował z traktorem. Szedł po ściętej trawie, wyszukując pożywienie. Co rusz zagłębiał swój długi dziób w zielonym koszu za smakołykami i wydłubywał z niego co smakowitszy kąsek. Przechylał głowę do tyłu i z lubością przełykał. Gdy nadjeżdżał traktor, nie odlatywał, a tylko lekko cofał się, robiąc miejsce dla ostrych ostrzy. Fascynujący i mrożący krew w żyłach widok! Taki taniec trwał do końca koszenia.
 Ale wracam do " podróżniczej" opowieści. Otóż szłam jezdnią dalej , ciesząc się widokiem pięknych kwiatów, porastających pobocza.
                Od czasu do czasu zbaczałam z drogi i schodziłam nad brzeg zalewu. Poprzedniej nocy padało, brzeg był mokry. Jeszcze słoneczko go nie osuszyło.
 Nad brzegiem rosły "rzepy"- Jeszcze były bardzo mało dojrzałe, ale za to jakie urodne!
 Od lądu wiał lekki wiaterek. Powierzchnia wody była pofalowana, jak niebiesko-szara krepina.

 Bogactwo ziół, kwiatów, czarowało oczy, a ich zapach drażnił nos. Zamyśliłam się nad pięknem bieszczadzkiej przyrody, a tu nagle minął mnie po drugiej stronie jezdni jakiś mężczyzna z płowym pieskiem. Gdy trochę odeszłam, krzyknął do mnie;
- Czy to pani...( zapomniał biedak mojego imienia), żona Andrzejka? Czy Andrzejek też przyjechał?--
Przyjrzałam się dokładnie mężczyźnie.
--No rzeczywiście, to pan Edzio!-- odkryłam . Jednak ogolony, ubrany świątecznie, ni jak nie przypominał osobnika z ławeczki spod sklepu. I zmylił mnie też ten pies na smyczy.
-- Przykro mi, ale tym razem jestem sama.-- odpowiedziałam.
-- Szkoda, bo miałem do niego zapytanie.-- z twarzy pana Edzia zniknął uśmiech, a pojawiło się rozczarowanie. Pewnie biedakowi znowu brakowało parę groszy na małe piwko.
 Pan Edzio zniknął za zakrętem drogi, a ja nadal maszerowałam w stronę zapory.

 Blisko przystani kajakowej znalazłam takie śmieszne dwukolorowe kwiatki. Z najeżonej kulki wystawały żółte, pomarszczone spódniczki. Jeszcze takich dziwaczków nie widziałam.
 Wreszcie dotarłam! Weszłam na zaporę. Urządzono na niej deptak. Małe grupki spacerowiczów przemieszczały się z jednej strony na drugą. Czasem ktoś zajrzał przez okno do  maszynowni mieszczącej się w wystającej , murowanej budce. Przed jedną z budek maszynowni siedziało trzech pracowników. Popijali kawę i gawędzili. Widać mieli przerwę śniadaniową.

 Usiadłam na ławce na drugim końcu deptaka i wchłaniałam takie właśnie widoki. Czyż świat nie jest piękny??? Świeciło słoneczko. Wystawiłam do niego twarz. Może złapię trochę opalenizny.
 Pokontemplowałam, odpoczęłam i ruszyłam z powrotem.Tym razem szłam podnóżem Kozińca. Po drodze minęłam tabliczkę z napisem " Rezerwat Przyrody - Koziniec".
 Na łące znalazłam znowu całkiem inne kwiaty....
 Przytuliłam się do samotnej brzozy. Poczułam jak z jej pnia wpływa we mnie dobra energia...

 I pod koniec wędrówki naszło mnie trochę nostalgii;  to już niedługo jesień, skoro drzewa zmieniają kolory. Jak ten czas bezlitośnie  gna!

 Na jezdni pojawił się jakiś samochód z kolejnymi turystami .
A może dobrze, że niedługo jesień, bo Bieszczady znowu będą takie, jakie być powinny; czyste, ciche i dzikie?

6 komentarzy:

  1. Bo Bieszczady to najcudniejsze miejsce na ziemi, chociaż czasami bardzo trudne.(Wiem, nie zaczyna się zdania od ,,bo''). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że tych prawdziwie dzikich miejsc jest już malutko. A spacerek miałaś piękny!Zdjęcia bardzo urokliwe.
    Czy w tamtych stronach na poboczach dróg rośnie także moja ukochana cykoria podróżnik, którą wszyscy traktują jak zielsko? Kwitnie na niebiesko.
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bożeno, dziś przejeżdżałam przez Bieszczady, pod połoninami, słoneczna pogoda przyniosła wielu turystów, uciekaliśmy tym szybciej do naszej chatki, po pstrągu w Przysłupiu, poczekam na złotą, polską, chcę tam wtedy być, serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. A widzisz, po płaskim też może być ciekawie ;-) Piękne są tamte okolice, choć oczywiście byłby bardziej urokliwe bez hałaśliwych tłumów. Już niedługo znikną... i będzie jeszcze piękniej ;-)
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Poganko- Bieszczady rzeczywiście są cudownym miejscem. W pełni się z Tobą zgadzam.
    Gosiu- Miło mi ,że odwiedziłaś mojego bloga. :))
    Elu- Czasem w Bieszczadach można trafić na prawdziwe dzikie ostępy. Ale to w tych głębokich, prawdziwych Bieszczadach.Nie wiem, jak wygląda Twoja cykoria, ale sprawdzę i jak będę wiedziała, to dam znać.
    Mario- czy pstrąg z grilla w Przysłupiu nadal taki dobry?
    Próbowaliśmy zdobyć tajemnicę przypraw, ale bezskutecznie. Mam nadzieję, że uda mi się być w chacie właśnie, gdy Bieszczady sypną kolorami.
    Inkwizycjo- Bardzo tęsknię za wyludnieniem Bieszczadów. Ale to chyba będzie dopiero w listopadzie.
    Dziękuję Wam za miłe komentarze. Przesyłam buziaczki.

    OdpowiedzUsuń