wtorek, 14 czerwca 2011

Kraina uśmiechu , czyli wieści i z letniska część 6


11 czerwca 2011r. –sobota.

Wstaję o szóstej, ale znowu kładę się spać. O 7.30 próbuję zmusić Jędrka do odśpiewania pieśni o słoneczku, bo niebo zaciągnięte jest szarymi chmurami. Niestety nie udaje mi się. Twierdzi, że na niego zbyt wcześnie!??? Pilnując, aby nie lało cały dzień, samotnie próbuję pieśnią odczynić deszcz. W wyniku moich piań na początku trochę siąpi, a później przestaje. Adam i Tomek przywożą traktorem dwie przyczepy pięknej ziemi. Jędrek rozrzuca i wyrównuje plac pomiędzy chatami. Zjawia się też tata obu chłopców, zaniepokojony tym, czy dadzą sobie radę ze zjazdem traktorem po stromiźnie.  Jest bardzo zaniepokojony o swoich synów. Chce nas poznać, bo w przeszłości miał już parokrotnie nieciekawe zajście z ludźmi, którzy starali się wykorzystać i oszukać jego pociechy.  Ogląda naszą chatę i jest nią zachwycony. Radzi nam, aby wynajmować dom tylko tym, którzy gwarantują, że uszanują naszą ciężką pracę. Opowiada, jakich dewastacji potrafią się dopuścić niektórzy „ turyści”.
Gawędzimy sobie przy kawce i tym momencie przychodzi pan od przeglądów instalacji
gazowych i piecyków. No, oczom nie wierzę, że po dwóch tygodniach wreszcie raczył nas zaszczycić swoją obecnością. Ale jest. Uruchamia piecyk i to najważniejsze, że nie jesteśmy uzależnieni od tego, czy zapalimy w kominku, czy nie. W upały jest to szczególnie ważne.
W międzyczasie teren między chatami staje się piękny! Oczyma wyobraźni widzę zieloną , kiełkującą trawkę, a nawet więcej, piękny, równy trawniczek i stojące przy ścieżce trzy
pół-beczółki z kwiatkami! ( zasiedlony prezent od Grażki). Robię wiele zdjęć chat, ścieżek i przyszłego trawnika. Wysyłam Stelli, która stwierdza, że mamy w obejściu porządek, jak na niemieckim ogrodzie.
Aby nie być w tyle za chłopakami, przebieram pościel i przygotowuję pokoje. Chcę zrobić jak najwięcej, aby spokojnie móc wrócić do miasta, bo a nóż komuś spodoba się nasza chata i zechce przyjechać i co? Wolę być przygotowana. Już tyle pomogły nam konszachty z aniołami, że myślę, iż nie zrażą się  i nadal będą czynić starania, aby zachęcić miłe rodzinki do przyjazdu na wakacje do naszej chaty. Może podszepną coś na uszko swoim kolegom o wygodnym i uroczym miejscu na Konradowie i kto wie, w końcu reklama jest dźwignią …
Po paru godzinach pokoiki już są przygotowane, trawa posiana. Dostaliśmy domowy chleb i parę wiejskich jajek od mamy Adama. Jędrek pojechał na ryby nad Solinę, a ja siedzę sobie na kanapie i czytam kryminał. W kominku buzuje ogień, bo nadal temperatura około 11 stopni. Po powrocie Jędrek ma powiesić szafki w pomieszczeniu gospodarczym, więc będą ręce pełne roboty, po której moje dłonie przypominać będą tarkę do jarzyn. Nie pomagają na to żadne kremy do rąk, które zabraliśmy z domu.
Tego wieczora postanawiam iść szybko spać. W końcu mam jeszcze wakacje. Szkoda, że to ostatnie ich podrygi. I nagle na dworze rozjaśnia się. Wychodzi słoneczko i różową poświatą koloruje świat. Po prostu informuje, że właśnie zachodzi. Wychodzę na taras, aby pooglądać niesamowite światło. Łąka i las prześcigają się w wysyłaniu nut zapachowych. Tylko tutaj tak pachnie powietrze. Nie mogę zdecydować się, czy przypomina mi to perfumerię, czy cukiernię. Taki zapach zadowoliłby niejednego znawcę ekskluzywnych perfum!

1 komentarz:

  1. Oj, Bożeno, Bożeno, naczytasz się tych kryminałów, a potem boisz się spojrzeć za siebie, w okno. A co Ty będziesz robić na wakacjach?

    OdpowiedzUsuń